poniedziałek, 22 grudnia 2014

Krwawy koszmar

W ramach rekompensaty za długą ciszę na blogu, postanowiliśmy uraczyć was swego rodzaju grudniowym maratonem. Po mieście wilków przyszedł czas na kolejny horror, i jak "Wolf Town" doskonale spisywał się chociaż jako komedia, tak w obronie naszego dzisiejszego kozła ofiarnego nawet tego nie można powiedzieć. Oto "Krwawy koszmar", film niemal równie kiczowaty, jak jego tytuł.



Ron w kapeluszu ogrodnika. Ronald Łasica Gaśnica magiczne moce Hermiona
źródło: filmweb.pl



Boon Collins, odpowiedzialny zarówno za scenariusz, jak i reżyserię "Koszmaru", wyraźnie zalicza ogromny spadek formy i każde kolejne dzieło wychodzące spod jego ręki zbiera coraz gorsze noty. Po dzisiejszym seansie pozostaje mi jedynie wierzyć, że nigdy więcej nie przyjdzie mu do głowy bawić się w tworzenie horrorów, bo zwyczajnie nie wie, jak się do tego zabrać. Nie wierzycie? Posłuchajcie...
O co dokładnie w tym wszystkim chodzi? Już wyjaśniam. Z policyjnej "suki" wymyka się niebezpieczny szaleniec. Tak się złożyło, że w pobliżu organizowana jest wielka impreza, i właśnie tam, jak można się domyślić, trafia nasz psychopata. Brzmi jak zupełnie typowe preludium do nieuchronnej krwawej łaźni, ale jedna rzecz pozostaje dla mnie niezrozumiała. 
Z retrospekcji Rona, głównego złego, dowiadujemy się, że kiedyś został na podobnej balandze zdradzony przez dziewczynę. W dalszej części filmu obserwujemy wraz z nim, jak Dwight, dwulicowy chłopak Karli, zabawia się w szopie z gospodynią balu, Shannon. Logicznym byłoby, gdyby Ron w napadzie szału załatwił tych dwoje na samym początku, Boon Collins chciał jednak inaczej i wątek przeszłości Rona został po prostu porzucony, nie mając żadnego wyraźnego wpływu na rozwój wypadków.

Choć fabułę mamy tutaj typową dla slasherów (nastolatki, morderca i oczywiście typowa "final girl"), nie ma co tego obrazu porównywać z klasykami gatunku. Wściec się można, oglądając poczynania baranków osaczonych przez psychopatę. Pewnie, to tylko mięso armatnie, ale, na Boga, czy nie można było im zaszczepić czegoś, co choć imitowałoby rozum? Zapewne najlepszym przykładem beztroskiego kretynizmu bohaterów jest sytuacja, w której wychodzą oni do ogrodu by zobaczyć, czy zdołali uśmiercić oprawcę swoich przyjaciół, a potem nie mogą wejść do zamkniętego domostwa. Wszystko fajnie, ale gdy jeden z nastolatków zostaje śmiertelnie potrącony samochodem przez mordercę, gospodyni "cudownie" przypomina sobie, że przecież ma klucze do tylnych drzwi. Zresztą, w tym krótkim fragmencie doskonale widoczny jest drugi olbrzymi mankament filmu - teleportujący się czarny charakter.  Gość w jednej chwili zamyka od wewnątrz dom, by dosłownie kilka sekund później rozjechać ofiarę...

Głowa w wannie zapewne mycie włosów. Puszka kiełbie we łbie
źródło własne


Dodać należy, że Ron, oprócz iście czarodziejskich zdolności, posiada też siłę zaiste godną Heraklesa. Jeden cios jego mocarnego ramienia wystarczył, by wbić puszkę głęboko w czaszkę ofiary, jeden rzut- by przebić prętem innego nieszczęśnika razem z sąsiadującym drewnianym balem (na wylot!).
W trakcie seansu możemy cieszyć oczy nie tylko fantastycznymi dokonaniami opętanego żądzą mordu szaleńca, ale i całkiem sporą ilością zbliżeń na półnagie ciała biesiadników. Szczytem wszystkiego była dla mnie niepokojąca propozycja Harry'ego ("potrzemy się tyłeczkami?") i jego żałosne błagania ("no, proszę cię. Odwróć się tyłem, co ci szkodzi"). Cóż, jeśli nie krew, to może chociaż seks przyciągnie widzów?

To Ci frajda.
źródło. Właśnie.


Niestety, podobnie jak w przypadku starszej o dwa lata "Masakry cheerleaderek", ani jedno, ani drugie nie działa. Niby są wszystkie zębatki potrzebne do napędzania slasherowej machiny, ale jednak coś między nimi zgrzyta - czy to liczne absurdy, czy ziejąca z każdego kadru budżetowość filmu. Choć aktorzy dają z siebie wszystko, to, nie oszukujmy się - po większości z nich już teraz widać, że nie zostaną najjaśniejszymi gwiazdami na niebie Hollywoodu. Dodajmy do tego skąpą i nieoryginalną szatę muzyczną, a otrzymamy paskudę kompletnie niewartą czyjejkolwiek uwagi - zbyt mało tu grozy na horror, zbyt mało golizny na erotyk z krwi i kości.

"Krwawy koszmar" to po prostu film nijaki, nie wybijający się na żadnej płaszczyźnie. Ot, garstka pijanych przygłupów, morderca wyglądający jak owoc związku Kayako Saeki i Tarzana, odrobina golizny oraz stek bzdur, z jakim to wszystko zostało nam zaserwowane. Jedynym wrażeniem, jakie to danie po sobie zostawia, jest niesmak z gorzką nutką rozczarowania. Nikomu tego tworu nie polecam, sama też już raczej do niego nie wrócę. Mam nadzieję, że ten "Koszmar" wkrótce zniknie w mroku zapomnienia i Bóg mi świadkiem, że to najlepsze, czego mogę mu życzyć. 


Oceny:

Fabuła: 3
Klimat: 3
Udźwiękowienie: 4.5
Gra aktorska: 6
Czarny charakter: 3

Całokształt: 3.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosimy o nie używanie komentarzy w celach autopromocyjnych; wpisy takie będą prędzej czy później usuwane.