sobota, 17 maja 2014

Istoty

Horrory, w których krew leje się gęsto i często, dzielą się zasadniczo na slashery, w których za grupką młodocianych z nudów bądź wewnętrznej potrzeby biega morderca (lub ich mała grupka, jak w "Drodze bez powrotu"), oraz zombie movies, gdzie proporcje się odwracają, i nie jeden człowiek chce zabić wszystkich innych- to oni chcą zabić jego. "Istoty" nie kwalifikują się do żadnej z tych kategorii. Przyznam, że fabuła kompletnie mnie skonfundowała. Ale o tym za chwilę.



chuj wam w dupę i tak nikt nie czyta
źródło: ambinet.pl




Scenariusz do "Istot" tworzył cały sztab specjalistów, tym bardziej nie pojmuję, skąd w nim tyle głupich błędów i niedociągnięć. Nie są to może jeszcze wyżyny absurdu, niemniej jednak czteroosobowa drużyna w składzie: Bougrelle- Henri- Néraud- Schmid, nie sprostała zadaniu, a owoc ich pracy możemy podziwiać w zestawieniu najgorszych horrorów wszechczasów.

Opowieść ukazana w filmie kompletnie do mnie nie przemawia. Mamy tu profesora, który cały czas gnębi swojego syna, młodą panią profesor, w której kiedyś ów synek się zakochał (i nikt nie pozwala mu o tym zapomnieć). Cała trójka wyrusza na poszukiwanie kości neandertalczyków do Szwajcarii. Dotąd jest jeszcze stereotypowo i bezpiecznie. Zabawa zaczyna się, gdy ekipa badawcza wraz z trójką turystów (widać pilnie potrzeba było mięsa armatniego) wylatuje z drogi. Spadają dobre kilkadziesiąt (kilkaset?) metrów w dół, ale, o dziwo, niemal wszyscy wychodzą bez szwanku. Później jest już tylko ciekawiej.


profesor badania risercz 2009 wierzenia ludów demokratycznych dumbo słoń
źródło własne


Wydawać by się mogło, że scenariusz został poszatkowany na części, z których każda została napisana przez kogoś innego. Wielu wątków, mogących ubarwić tę ubogą historię, po prostu zaniechano, w efekcie film pełen jest dziwacznych niedomówień i "ślepych uliczek"- miłości wyżej wspomnianego synka do pani profesor trzeba się domyślić, bo twórcy raczą nas jedynie krótką, niejasną rozmową na ten temat. Przytaczam akurat ten przykład, ale podobne można mnożyć, bo mniej lub bardziej rozwiniętych i porzuconych wątków jest tutaj zatrzęsienie.

Skupmy się jednak na głównej atrakcji- neandertalczykach, których nasi bohaterowie spotykają niedługo po wypadku. Przyjemniaczki te przypominają raczej brudnowłosych z filmu "RRRrrr!!!" (ba, jeden wygląda nawet jak elf!), niż dzikich, wojowniczych przedstawicieli dawno wymarłego gatunku. Mało tego, w jakiś sposób potrafili się porozumieć z miejscową władzą, choć lingwistycznie, jako jaskiniowcy, leżą i kwiczą. Jasne, zostają jeszcze gesty, ale, z ręką na sercu, kto potrafiłby pokazać na migi "nie chcemy Cię skrzywdzić, uspokój się, a jakoś się dogadamy" wściekłemu, pędzącemu na nas z kamiennym toporkiem neandertalowi?

jaskiniowiec neandertalczyk łuk elf quazimodo w sukience puszcza las
źródło własne


Pozostaje mi chyba tylko przybliżyć postać najmłodszej, a zarazem najbardziej irytującej członkini pechowej wycieczki. Elodie ma żal do ojca o nową partnerkę, Patricię, ale jej dziecinny bunt, pyskówki, przekonanie o własnej nieomylności i ważności uczyniły z niej postać ciężką do zniesienia. Oczywiście, mógł to być efekt zamierzony (ilu nastolatków zachowuje się podobnie?), ale nawet taka idiotka, jak Elodie, musiałaby zauważyć, że bezustanne próby ucieczki i sromotne powroty przy akompaniamencie płaczliwego: "Tato! Tato!" tylko ściągają na ocalałych uwagę tubylców. 

Gra aktorska nie była bardzo zła (choć do tej pory ciężko mi zrozumieć, jak szanowany aktor, jakim jest Pinon, mógł zgodzić się na zagranie w tym gniocie), mimo to klimat całości jest ledwie wyczuwalny. Wzdrygnąć można się co najwyżej w paru momentach, a i to tylko przez wyskakujące znienacka tytułowe istoty. Zaraz potem jednak emocje znów opadają, a zewsząd dochodzi nas woń nudy, tak charakterystycznej dla filmów, które tu oceniamy. Tym samym trwające stosunkowo niedługo dziełko francuskiej kinematografii dłuży się w nieskończoność. Może lepiej byłoby, gdyby wszyscy bohaterowie umarli w wypadku, który zaprowadził ich do doliny zamieszkałej przez jaskiniowców?

Muzyka towarzysząca nam w pradawnej puszczy jest... szczątkowa. Jedynie w momentach (teoretycznie) wzruszających i sytuacjach bezpośredniego zagrożenia dla bohaterów udaje nam się zarejestrować odpowiednio: rzewną melodię oraz rzewną melodię i bębny. Mimo to ścieżka dźwiękowa, choć skromna, spełniła swoje zadanie znakomicie- podkreślała nastrój ważnych scen w sposób niemal niezauważalny, przez większość czasu zostawiając nas sam na sam z odgłosami lasu. Czym jednak jest ten jeden plus wobec wszechobecnej mizerii?
Ciężko było mi dziś skreślić te kilka zdań o "Istotach". Nie jest to film zły. Ale dobry też nie. To zwyczajnie film nijaki, średni- najgorszy gatunek z możliwych. Nie ma się czego bać, śmiać też raczej się nie da. Pozostaje się tylko nudzić.


Oceny:

Fabuła: 4.5
Klimat: 3
Udźwiękowienie: 10
Gra aktorska: 7.5
Czarny charakter: 5

Całokształt:  6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosimy o nie używanie komentarzy w celach autopromocyjnych; wpisy takie będą prędzej czy później usuwane.