niedziela, 21 grudnia 2014

Wolf Town

Na początek parę słów wyjaśnienia, dlaczego tak zaniedbaliśmy bloga; jak sami mogliście się przekonać, ostatnie z recenzowanych przez nas filmów należały do kategorii"ciężarowców" i bardzo negatywnie odbiły się na naszym zdrowiu psychicznym. Było ciężko, ale oto powracamy, by dalej igrać ze śmiercią i drwić sobie z rozsądku.
Dziś, z okazji wznowienia naszej niebezpiecznej gry, proponujemy Wam coś wyjątkowego; coś, co żadną miarą za horror uchodzić nie może, a jednak zupełnie nieoczekiwanie zaskarbiło sobie naszą sympatię... Zapraszamy na wyprawę do Wilczego Miasta.



dziewczyna ulica głęboko oczy zwierzęta krew dzikość wild chicks
źródło: filmweb.pl




Wolf Town, dziełko Johna Rebela, z początku wydaje się niepozorne. Ot, czwórka bohaterów uwięziona w mieście pełnym krwiożerczych wilków. Jasne, podobny scenariusz widzieliśmy choćby w starszych o 20 lat "Wstrząsach". Po paru minutach zaczynają się jednak rzucać w oczy wady - to kalekie i subtelne niczym taran wprowadzenie w fabułę, to znów denerwujący bohaterowie. Zresztą denerwujący to w tym przypadku eufemizm, bo Kyle'a, tchórzliwego pajaca ukrywającego roztrzęsione dupsko za dziewczyną, Bena, krytykującego wszystko (w tym najlepszego kumpla, ba, głównie jego) grubcia, Roba, kawalarza, który ciętym dowcipem powali widza na kolana, oraz Jess, flirtującą z innymi, gdy jej chłopak ucieka przed wilkami, dałoby się określić znacznie cięższymi, lecz trafniejszymi określeniami. Ale nie ma tego złego - przy odpowiednim nastawieniu i towarzystwie film, między innymi właśnie dzięki takim bohaterom, staje się genialną komedią...

Scenariusz nie jest skomplikowany, co twórcy rekompensują widzom rozmaitymi idiotyzmami i przegięciami. Oczywiście- jak już wiele razy podkreślaliśmy- w horrorach nie wszystko musi być "100% medically accurate" (wtajemniczeni na bank wiedzą, o co chodzi), ale pewne pozory wypadałoby zachować. Scenarzyści jednak olali realizm, więc w trakcie seansu możemy cieszyć oczy niezliczonymi bredniami i sprzecznościami. Przykładowo, kiedy dyżurny macho przemyka się obok śpiących bestii, panuje ciemność, choć oko wykol, a już za chwilę widzimy Jess i Kyle'a, siedzących w domu i zalanych słonecznym blaskiem. Do tego wilki kradnące torebki, przegryzające kable w samochodzie i rozpoznające dynamit? Nawet ciężko upośledzony brat Forresta Gumpa nie kupiłby czegoś takiego. Swoją drogą, John Rebel chyba naprawdę lubi takie klimaty, bo oba dzieła z jego imponującego portfolio (tak, całe dwa) są do siebie bliźniaczo wręcz podobne- czwórka przygłupów uwięziona na zupełnym odludziu, niepokojona przez zdumiewająco chytre  zwierzęta.

Niestety, nie wszystkie wady filmu nadrabia beztroskie podejście do kwestii realizmu. Przykładem niech będzie choćby praca kamery, niemal tak irytująca jak w "Krwawym tropie". Żeby ukazać roztrzęsienie bohatera - wiadomo, obraz się trzęsie, tylko, że tutaj z tym przesadzono. Rozpoczyna się "ekscytująca" walka - oczywiście, pomogą szybkie ujęcia i gwałtowne ruchy kamery, ale i na tym polu reżyser nieco przeszarżował. Chcieliśmy dobrze, wyszło jak zawsze?

Zaiste.
źródło własne

Drażniły mnie też ciągłe przerywniki w postaci ujęć wilków. To z lewej, to z prawej, to z bliska, to z daleka - dobrze, ja rozumiem, że te przeurocze zwierzęta nigdzie się nie wybierają i stale czekają na pysznych studentów, nie trzeba mi o tym co pięć sekund przypominać. Inna sprawa, że gdyby wyciąć te kadry, film zostałby pewnie okrojony o jakieś 15 minut...

Film, jak łatwo się zorientować, nie należy do wysokobudżetowych, więc w napisach końcowych próżno szukać jakichś znanych nazwisk. Przez większość czasu na ekranie oglądamy tylko cztery facjaty, i całe szczęście, bo ich właściciele na wyżyny aktorstwa się nie wspinali. Dodatkowo- podobnie jak w "Górze śmierci"- niektóre z wypowiadanych przezeń kwestii na kilometr trącą debilizmem, tandetą i wyjątkowo złym dniem scenarzysty ("Chcesz latarkę?" "A masz?" "Nie.").
Co mnie pozytywnie zaskoczyło- wilki nie były animowane komputerowo. Sfilmowano prawdziwe zwierzęta, co, oczywiście, ma też swoje minusy w postaci topornie podłożonego wilczego wycia i kamerzysty dostającego choroby Parkinsona podczas kręcenia scen walki.

Co się tyczy muzyki - jest. Po prostu jest. Nie przeszkadza, nie fascynuje, tylko jakoś sobie tam w tle przemija. Niemniej na tym blogu brak minusa to zdecydowany plus, więc tematy dźwiękowe podniosą nieco moją ocenę obrazu. Tego samego nie można powiedzieć niestety o klimacie. Pewnie już się domyślacie, co napiszę, co bardzo często byłem zmuszony pisać: klimatu nie ma, wyparował między salwami śmiechu, które skręcały mnie niemal przez cały film. Bo i jak tu się bać złych wilków, gdy większość ujęć ukazujących je wygląda, jakby żywcem wycięto je z Animal Planet? Jak niepokoić się o życie bohaterów, gdy są tak odstręczający? No i jak, do ciężkiej cholery, czuć grozę, gdy raczy się nas widokiem kwilącego w kącie Kyle'a?
Czas na zwrot akcji - z całego serca polecam ten film. Pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, nie szukaj w nim dobrego horroru (ani w ogóle horroru), bo srodze się zawiedziesz. Po drugie, koniecznie oglądaj w towarzystwie znajomych. No i po trzecie, jeśli twoi znajomi to wyjątkowo żartobliwi ludzie, upewnij się, że toaleta jest wolna - bo gdy nastawisz się na komedię, o głupawkę tutaj bardzo łatwo.


Grubas fatso zabawa zgoda brak zgody przymus gwałt forced to have
źródło własne


Oceny:

Fabuła: 5
Klimat: 1
Udźwiękowienie: 7
Gra aktorska: 5.5
Czarny charakter: 7

Całokształt: 10

Jako zombie movie: 1 (stanowczo za mało zombie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosimy o nie używanie komentarzy w celach autopromocyjnych; wpisy takie będą prędzej czy później usuwane.