środa, 10 czerwca 2015

Zagłada

Ci z Czytelników, którzy zaglądali na bloga już wcześniej, wiedzą doskonale, że temat krwiożerczych potworów cudownie przywróconych (lub powołanych) do życia nie jest nam obcy. Mieliśmy tu już Rekinośmiornicę, Angkara-Murkę, a nawet zmutowane Yeti. Amir Valinia poszedł jednak o krok dalej; "Zagłada", jeden z najnowszych owoców jego twórczości, nie bazuje na przekombinowanych legendach, ale na faktach (!). Jak mu to wyszło? Przekonajcie się.


koń
źródło: filmweb.pl


Zagłada, czyli Predator X (bądź "Alligator X", różnie zwano to cudo), serwuje nam coś trochę innego - uznano, iż prehistoryczne monstra mogą przestraszyć widza z równym powodzeniem, co zmyślone kreatury w stylu wspomnianego Sharktopusa, co zaowocowało wskrzeszeniem pliozaura, sympatycznego zwierzątka, w filmie żyjącego w bagnie i żywiącego się głównie ludzkim mięsem. Cóż, nie przeliczono się, bo zarówno na widok owego gada, jak i Angkara-Murki, mogą widzowi puścić zwieracze. I to bynajmniej nie ze strachu.


Historia przedstawia się następująco: tajemnicze coś zżera ludzi w okolicy bagien. Wśród zaginionych jest Pappy, właściciel sporego kawałka zupełnie byle jakiego terenu, a przy okazji ojciec Laury, której były mąż, któremu zakazano nauczania na uniwersytecie za podejrzane eksperymenty na zwierzętach, nagle nabiera ochoty na kupno tej nieciekawej ziemi, ponieważ okazało się, że tam woda jest inna niż na pozostałej powierzchni bagien i dlatego ożywiony przez niego pliozaur w niej nie wyschnie. Brzmi skomplikowanie? Uwierzcie, że nie jest. Fabuła jest na tyle prosta i przewidywalna, że nie ma co liczyć na elementy zaskoczenia czy ciekawe zwroty akcji. A widowiskowe sceny śmierci?.. Cóż, złaknionych mocnych wrażeń odsyłam do nieśmiertelnego Freddy'ego Kruegera, który doskonale wiedział, po co ma swoje słynne szpony. Tutaj- niestety- czeka tylko nuda i szczerzący się upiornie szeryf.

 
Ekstrakt z szeryfa.
on miał taką minę przez pół filmu


Musicie bowiem wiedzieć, że nasz zabójca, krwiożerczy pliozaur, zastał w filmie przedstawiony stekiem niezmiernie, jak na datę produkcji dzieła, plastikowych animacji. Mrozi krew w żyłach to to wyłącznie wykonaniem, kompletnie zawodzi także pod wszystkimi innymi względami. Bestia jedynie chwilami wynurza swe cielsko z otchłani bagien Luizjany, lecz i owe krótkie momenty wystarczą, by na zawsze zapamiętać jej obmierzłą, wstrętną posturę.
Dla szczęśliwców, którzy wyparli z pamięci te odpychające obrazy (a także dla wszystkich pozostałych, którzy dzieło obejrzeli), twórcy przewidzieli specjalną atrakcję - pod koniec filmu stworzenie wypełza z bagna, by pożreć ocalałych, i właśnie wtedy mamy okazję podziwiać je w pełnej krasie. Jednym słowem - koszmar.


Patrz na mnie- wejdź we mnie.
źródło.

Sprawca tytułowej zagłady pojawia się na ekranie okazjonalnie. W zasadzie cała historia skupia się głównie na relacjach między bohaterami, ich planach i poczynaniach. Twórcy jak ognia unikają scen wymagających łączenia animowanego gada z aktorami, więc jego morderczy kunszt możemy podziwiać bodaj dwa razy. Stwór zdaje się też wyczuwać, kiedy "ci dobrzy" dowiadują się o jego istnieniu; od tego momentu przestaje chować się w mętnej wodzie i trzyma kanciaty łeb dumnie uniesiony nad jej powierzchnią.
Mogłoby się wydawać, że skoro twórcy olali potwora, być może dołożyli starań by wykreować ciekawe, realistyczne postacie- lecz nie. Bohaterowie niby nie są beznadziejnie głupi, ale są... czarno-biali. Ci, co byli źli na początku, pozostali źli do końca. Dobrzy nigdy się nie wahają przed podjęciem trudnych wyborów moralnych. Jeden, jedyny bohater wyłamujący się z tego schematu został uśmiercony tak ekspresowo, że jego przemiana duchowa odbyła się dosłownie w ciągu minuty. Na dokładkę aktorzy- mimo, że dla większości nie był to debiut- niekiedy zaczynali rozmawiać ze sobą w ten swoisty, cwaniaczkowato-pyszałkowaty sposób, przywodzący mi na myśl jakiś niszowy film o mafii. 


Powyższe wady splecione przez reżysera w szpetny, plugawy wręcz warkoczyk "Zagłady", kreują nie tylko niezrozumiałą niekiedy fabułę (polecam kontemplację nad sceną z Mandy i wybuchającą chatką), ale i, przede wszystkim, całokształt, który w połączeniu z niemrawymi, niezapadającymi w pamięć melodyjkami parodiującymi soundtrack, okazuje się tylko budżetowym, brzydkim filmidłem, jakich wiele. Operacja niby się udała - pliozaur ożył... ale co to za życie?


seks, koks, cyce, wielkie balony z cyrku
źródło: horror-movie-a-day.blogspot.com


Oceny:

Fabuła: 7
Klimat: 3.5
Udźwiękowienie: 9
Gra aktorska: 7
Czarny charakter: 3

Całokształt: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prosimy o nie używanie komentarzy w celach autopromocyjnych; wpisy takie będą prędzej czy później usuwane.